piątek, 14 października 2011

Jazda, jazda!


Ruch drogowy w Maroku jest generalnie prawostronny. Ale bardziej niż Austrię, czy Niemcy, gdzie jeździ się maksymalnie przy prawej krawędzi jezdni, przypomina to Polskę, gdzie każdy pcha się bliżej osi jezdni. W zasadzie nie ma kultury przepuszczania szybszych lub zwinniejszych pojazdów (choć doświadczyliśmy kilku wyjątków). Nagminne jest także ścinanie zakrętów i jazda tak jak bardziej kierowcy w danym momencie pasuje, a nie jak prowadzą linie na jezdni. Niestety kilka razy zdarzyło się, że zza zakrętu wyłaniały się pędzące samochody jadące prosto na nas. Wyprzedanie to też najczęściej jazda na trzeciego, nieważne czy coś widać czy nie... Przed ostrym zakrętem, na wzniesieniu. Parafrazując znany cytat z kultowego filmu: "Inszallah i do przodu". Nagminne jest także "siedzenie na ogonie" - kilkakrotnie musiałam zastosować manewr "po hamulcach i gazu", żeby wymusić na kimś zachowanie większego dystansu za mną, bo nie znoszę jak ktoś jedzie tak blisko. Na szczęście nie musiałam tego robić zbyt często, bo generalnie i tak byliśmy prawie zawsze wyprzedzani, a rzadziej sami kogoś wyprzedzaliśmy.

niedziela, 9 października 2011

Daleka droga do domu...

Czwartek, 01.09.2011,
Piątek, 02.09.2011

[Agata] Myśleliśmy, że droga powrotna do domu będzie trudna, ponieważ przed nami już nie ma przygody, wszystko co miało się najfajniejszego wydarzyć już się wydarzyło. Jednak wizja własnego domu, własnego wygodnego łózka, własnej łazienki była na tyle mocno kusząca, że przed 2 ostatnie dni naszej podróży zrobiliśmy ponad 2 tysiące kilometrów, z czego ponad tysiąc ostatniego dnia.

Przejazd przez Francję upływał pod znakiem jazdy - stawania na bramkach w celu uiszczenia opłaty za przejazd - tankowania. Taka "przelotowa" wersja ride-eat-sleep-repeat. Im później się robiło, tym częstsze robiliśmy postoje na prostowanie pup tzn. tankowanie co 300 km, a w międzyczasie, przy ok. 150 km przebiegu - postój na rozprostowanie się.