piątek, 30 września 2011

Pireneje gdzie wiatr wieje (i motocykle przewraca?)

Środa, 31.08.2011


[Agata] Przejazd przez Pireneje był chyba najładniejszym, ale najmniej optymalnym czasowo vs. kilometrowo odcinkiem powrotu przez Europę, co spowodował brak konsekwencji co do trzymania się albo najkrótszej, albo najszybszej, albo płatnej, albo bezpłatnej drogi.

Zanim opuściliśmy Hiszpanię, postanowiliśmy zrealizować misję "paella" i zjeść to danie na lunch. Zatrzymaliśmy się w jednej wiosce, i w kilku restauracjach Patryk zrobił zwiad na temat paelli. W żadnej nie podawali. Natomiast w jednej kelnerka powiedziała, że jak poczekamy pół godziny to nam to przygotuje. Ponieważ mieliśmy świadomość nienajlepszego czasu przejazdu, wybraliśmy "macaroni" bo szybciej. Po chwili dostaliśmy ogromne porcje makaronu z sosem (szkoda, że z mięsem to się nawet w magazynie nie widziało) i, żeby się nie zmarnowało to co nie zjemy (no bo porcja to 7 Euro, waluta jest w cenie, a my jesteśmy krakowskimi centusiami), postanowiliśmy zapakować nadmiar do naszej wyjazdowej menażki i obrócić gdzieś później jak zgłodniejemy. Na całej operacji nie wyszliśmy dobrze ani czasowo ani finansowo. Ale o tym powinien napisać Patryk, bo był "bliżej wydarzeń" ;)


czwartek, 22 września 2011

Dzień swędzących uszu i wyrzucania chomiczka

Wtorek, 30.08.2011

[Agata] Dzisiejszy dzień upłynął na walce z uczuciem swędzących uszu. O ile ze swędzącym nosem można sobie dość łatwo poradzić, uchylając szybkę w kasku i pocierając nos palcem w rękawiczce, o tyle ze swędzącymi uszami sprawa nie jest prosta. Należy też pamiętać, że drapanie się w nos jest nieco ryzykowne, gdyż zazwyczaj ten sam palec w rękawiczce, który służy do drapania w nos służy np. do usuwania bardziej przeszkadzających rozpapranych na wizjerze owadów ;) Swędzące uszy są zapewne rezultatem tego, że po pewnym czasie w intensywnie używanym kasku na pewno zalągł się chomiczek, który po prostu łaskocze mnie w uszy. Parę dni wcześniej Patryk narzekał, że chyba w jego spodniach zalęgło się co najmniej stado chomiczków... Ciekawe czy go w coś łaskoczą...

Droga z Granady w kierunku Saragossy prowadziła autostradami i o ile pierwsza z nich, Autvia del Sur, była całkiem przyzwoita, to druga, Autovia del Nordeste była albo w remoncie, albo dziurawa albo jedno i drugie.

poniedziałek, 19 września 2011

Europa pachnąca piniami

Poniedziałek 29.08.2011

[Agata] Północ Maroka i południe Hiszpanii wyglądają podobnie. Ale Maroko nie pachnie piniami, a tak pachnie południowa Europa. Była to (oprócz większego uporządkowania ogólnego w Europie) najbardziej zauważalna dla mnie różnica między kontynentami.

Skierowaliśmy się w stronę Granady. Po drodze zatrzymaliśmy się, żeby coś zjeść. Frytka upadła mi na spodnie. Zastanawiałam się, czy nie byłoby lepiej, gdyby mi upadła na podłogę - podniosłabym i zjadła bez oporów... bo ktoś tę podłogę na pewno sprzątał względnie niedawno, a moje spodnie były używane codziennie przez kilka(naście) godzin i nie były prane od ponad dwóch tygodni... Nie wiadomo co na nich mieszka. ;)
Dojechaliśmy do Granady o zmroku. Oboje zwróciliśmy uwagę na hotel Apollo XIII, ale nie zatrzymaliśmy się, bo mieliśmy  na celowniku camping. Okazało się jednak, że był on zamknięty na cztery spusty i wróciliśmy w hotelowe okolice. Ostatecznie zatrzymaliśy się w hotelu Santa Fe, gdzie po szybkim prysznicu jeszcze udało się wypić zimne piwko i zagryźć je lokalnym serem i dojrzewającą szynką. Europa da się lubić :)

wtorek, 13 września 2011

Casablanca i Pożegnanie z Afryką

Sobota, 27.08.2011,
Niedziela, 28.08.2011,
Poniedziałek, 29.08.2011

[Patryk] Jadąc z Marrakeszu do Casablanki postawiliśmy na czas przejazdu. Dlatego też skorzystaliśmy z płatnej autostrady - trzeba przyznać, że całkiem fajnej. Niewielki ruch, i dwa pasy w jedną stronę, mimo bardzo częstych patroli policji kontrolujących prędkość pozwoliły nam dotrzeć sprawnie do celu.

Miasto, tak jak się spodziewaliśmy jest ogromne, gęsto zaludnione i w zasadzie niewiele różni się od miast południowej Hiszpanii. Naszym celem w Casablance było zobaczenie meczetu Hassana II-go. Jest to ogromna budowla, zbudowana około 20 lat temu, którą naród marokański, a w zasadzie marokańscy urzędnicy podarowali poprzedniemu królowi na urodziny. Prezent, otoczony z trzech stron wodami Atlantyku, faktycznie robi wrażenie.

wtorek, 6 września 2011

Selekcja na bramce

Przed wjazdem do każdego większego miasteczka stoją patrole policji lub żandarmerii i w scenerii rozsuwanych blokad z kolcami kontrolują przejeżdżające pojazdy.

Chyba jednak spełniamy wymagania (pomimo dość odmiennego wyglądu, niewidocznej twarzy, zdecydowanie brudnych i nieeleganckich butów i jeszcze bardziej brudnych spodni), bo zawsze wjeżdżamy bez kontroli i nawet pełnego zatrzymania. :)

Nasz znajomy z RPA, którego poznaliśmy kilka dni wcześniej w Jurasique Hostel w dolinie Ziz opowiedział nam przygodę, że się nie zatrzymał i miał z tego tytułu trochę problemów - policjanci nałożyli na niego mandat 700 dirhamów  (~70 Euro)- powiedział, że nie ma. Ale jak to - podróżuje bez pieniędzy? Nie, ma kartę kredytową - jak mają terminal to uiści należność. Nie mieli. Poprosili o prawo jazdy i powiedzieli, że je zatrzymują, aż wypłaci i dowiezie kasę. Na co on, żeby zatrzymali, on dalej jedzie bez prawka.

W efekcie skończyło się podobno na pogrożeniu palcem. Ale może komuś taka strategia przyda się w przyszłości?

niedziela, 4 września 2011

Marrakesz

Piątek, 26.08.2011

[Agata] Do Marrakeszu dojeżdżamy we czwartek o zmroku, meldujemy się w hotelu w samym centrum mediny, do którego zaprowadził nas zwerbowany przez nas (!) majfrend. Gdy rozpakowujemy motocykle zaczepia nas para Polaków i informuje, że ich ekspedycja poszukiwania piwa w muzułmańskim kraju w ramadanie właśnie dobiega końca, bo w hotelu obok (którego szukali już dłuższą chwilę) podobno podają ten magiczny napój. Jako że do tej pory nie spotkaliśmy turystów z Europy, a %% ostatnio piliśmy na Saharze, to umawiamy się z nimi na piwo i pogaduchy jak się tylko ogarniemy. W ten oto sposób w przemiłym towarzystwie Moniki i Sebastiana z Łodzi, również motocyklistów i podróżników zaliczamy kolację ze straganów na placu Jemaa el-Fna (gdzie koncentruje się nocne życie Marrakeszu) wieczorny gubing w medinie i piwo w hotelu Grand Tazi.

Z balkonu naszego hotelowego pokoju, wychodzącego na jedno z bardziej ruchliwych skrzyżowań, jeszcze przez chwilę przyglądamy się nocnemu życiu mediny - masa samochodów, rowerów, skuterów, dorożek pędzi w różne strony, a pomiędzy nimi przemykają jeszcze rolkarze, wózki i osiołki. Do tego trąbienie i pokrzykiwanie i gwar rozmów z hotelowej kafejki. Zamknięcie okien do pokoju wcale nie odcina nas od zgiełku, ale właśnie o to chodziło - żeby zanurzyć się w tym gwarnym mieście "na jawie i we śnie".

piątek, 2 września 2011

Atlas Wysoki - przez studia filmowe do Marrakeszu

Czwartek, 25.08.2011

[Agata] Droga z Tinerhir do Ouarzazate była dość monotonna. Od czasu do czasu pojawiały się urozmaicenia w postaci stosunkowo ciasnych zakrętów. Wiatr, choć ciepły, wiał z lewej strony i przyjemnie mimo wszystko chłodził lewą część ciała, ale jednocześnie przedmuchiwał gorące powietrze z okolic silnika prosto na prawą goleń i skutecznie ją podsmażał. Jeden z silniejszych podmuchów o mało co nie wysadził mnie z drogi - poczułam jak nagle moto się przechyla i przesuwa do prawej krawędzi jezdni, jednocześnie widząc, że Patryk miga światłami awaryjnymi nadając mi sygnał "uważaj" - widocznie on i Hanka też to odczuli.

W Ouarzazate znajdują się studia filmowe, które wraz z okolicznymi plenerami przysłużyły się do powstania takich filmów jak Gladiator, Królestwo Niebieskie, Mumia 2, Asterix i Obelix - Misja Kleopatra, Kundun, Ben Hur i jeszcze wielu innych.