poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Podróżowanie motocyklem

[Patryk] Sporo osób przed wyjazdem pytało nas, jak to możliwe, że jadąc na trzy tygodnie zabieramy się ze wszystkim na motocykle. Postanowiłem wiec trochę o tym napisać. Ci dla których turystyka motocyklowa nie jest obca mogą zobaczyć i ocenić to jak się zorganizowaliśmy, a Ci dla których jest mniej znana zaspokoją swoją ciekawość :)

Zacznijmy od motocykli. Każdy rasowy motocykl turystyczny (a Gustaw i Hanka to przedstawiciele tej właśnie rasy), przygotowany do dalszej wyprawy jest wyposażony w kufry. Dzięki nim właśnie możemy ze sobą zabrać wszystko co niezbędne, i trochę tego co zbędne także.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Poza drogą - Wąwozy Todra i Dades

Środa, 24.08.2011

[Agata] O trzeciej nad ranem obudził nas śpiew muezina dobiegający z pobliskiego minaretu. Pora dla nas nieludzka, ale pieśń bardzo ładna, więc nie przeklinaliśmy. Dospaliśmy do bardziej odpowiedniej na pobudkę pory i bardzo niespiesznie rozpoczęliśmy dzień. TEN DZIEŃ. Chyba właśnie po to naginaliśmy te tysiące kilometrów. Zostawiliśmy bagaże w miejscu noclegu i "lekkimi" motocyklami wyruszyliśmy na podbój wąwozów Todra i Dades.

piątek, 26 sierpnia 2011

Sahara - Erg Chebbi i Hamada

Poniedziałek 22.08.2011 i wtorek 23.08.2011

[Agata] Drogi na południe, w kierunku Sahary, ciąg dalszy. Naszym celem są piaszczyste wydmy Erg Chebbi i offroadowy przejazd przez hamadę.

Z Jurrasique Hotel wyruszyliśmy około południa. Droga dalej wiła się przez czerwone góry. W pewnym momencie, za zakrętem objawiło się wielkie turkusowe jezioro. I to objawiło się w taki sposób, że pomyślałam tylko "o kur..."

czwartek, 25 sierpnia 2011

Atlas Średni

Niedziela 21.08.2011

[Agata] Zaczęło się niezwykle miło - od śniadania przygotowanego przez gospodarzy - jajko sadzone, różne placki i chlebki, miód, oliwki, jakaś orzechowa posypka, masło, nektar brzoskwiniowy, kawa i herbata. Następnie zapakowaliśmy motocykle i ruszyliśmy na południe. Dzień upłynął pod znakiem widoków zmieniających się jak w kalejdoskopie, gdy przemierzaliśmy Atlas Średni. Gaje oliwne płynnie zmieniły się w czerwoną równinę, ta w żółtą i pasące się owce były niemalże niewidoczne na tle wypłowiałej roślinności, a osiołki były koloru kamieni. Potem pojawiły się zalesione pagórki, następnie las robił się coraz rzadszy i znowu dookoła była preria. Co jakiś czas opuszczane szlabany i znaki drogowe mówiły, że droga jest w zimie okresowo zamykana z powodu śniegu, co potwierdzały dwumetrowe pale wbite regularnie na poboczu i służące za słupki wytyczające drogę.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Fez

Sobota, 20.08.2011

[Agata] W piątek równo z zachodem Słońca dojechaliśmy do Fezu. Pierwsze wrażenie - koszmar - slumsy, śmieci, tłok jak w ulu. Zaraz nas tubylcy obsiądą chmarą, okradną, zgwałcą motocykle i tyle będzie Maroka... W dodatku droga którą mamy jechać jest w totalnym remoncie, musimy skręcić, GPS się gubi, a Patryk o mało co nie wywala Hanki ze stresu. Zdecydowanie nie chcę tu nocować i zostawiać Gustawa i Hanki samych... Ale, po pierwsze primo, tubylcy raczej ciekawie nam się przyglądali zamiast atakować z nienacka, a po drugie primo to była nowa część miasta, a my udawaliśmy się do starej. Ta druga okazała się zdecydowanie ładniejsza. Od razu przechwycił nas jakiś majfrend i zorganizował nocleg (ta część podróżowania po tym kraju jest nieprzyzwoicie łatwa) w klimatycznym domu prywatnym - mamy pokoik z bibelotami i kotarą w oknie wychodzącym na "dziedziniec" domu z małą fontanną i klimatycznymi siedziskami. Możemy trochę popodglądać jak mieszkają lokalesi. Gustaw i Hanka dostali miejsce w pobliskim garażu wśród wielu skuterków i rowerów. Jeszcze tylko wieczorny spacer po labiryncie uliczek, tadżin z kuskusem dla mnie i pastilla (placek nafaszeworwany kurczakiem, orzeszkami i chyba soczewicąy, posypany cukrem pudrem i cynamonem) dla Patryka na kolację w przyjemnej knajpce na dachu, 3h walczenia żeby opublikować poprzedniego posta i można iść spać :)

sobota, 20 sierpnia 2011

Rif

Piątek, 19.08.2011

[Agata] We czwartek wieczorem trochę popadało i chmury utrzymały się do rana, więc wschód Słońca nad morzem pozostał jedynie w pamięci, a nie na fotce.

No to jedziemy na południe! Dzisiaj w planie był przejazd przez Góry Rif. Z Oued Laou udaliśmy się drogą oznaczoną na mapie jako biała w kierunku Szefszawan. I co? I braku asfaltu ciąg dalszy ;) I do tego kałuże. Duże. Jedna mnie trochę przestraszyła, ale oststecznie przejazd przez nią był całkiem udany (przemnoczone buty "do kolan" i zachlapany wizjer gratis :))

Chill out

Czwartek, 18.08.2011

[Agata] Okna naszej sypialni wychodzą na wschód, na morze. Ok. 6 rano obudziłam się i akurat było ciut po wschodzie słońca - jeszcze nigdy nie widziałam wschodu słońca nad morzem - jutro postaram się to sfotografować :) Dospaliśmy do ok. ósmej. Dziwny dzień. Nic nie trzeba, tylko chillout. Aż dziwne. Morze szumi, czas płynie leniwie...

Postanowiliśmy nadać w świat posta, którego wczoraj napisaliśmy ale nie opublikowaliśmy, bo akurat muezin oznajmił, że można już jeść i kafejkę internetową właśnie zamykano. Ale dzisiaj przed południem większość sklepów itp. była zamknięta (tak naprawdę poszliśmy do innej, ale tam dowiedzieliśmy się, że nie ma internetu, po południu znowu odwiedziliśmy tę pierwszą, ale od właściciela sklepu obok na migi dowiedzieliśmy się, że operator kafejki śpi i dopiero późniejszym popołudniem misja zakończyła się sukcesem!).

czwartek, 18 sierpnia 2011

Maroko jest spoko :)

Środa, 17.08.2011

[Patryk] Po pięciu dniach wypelnionych po brzegi jazdą, jesteśmy w Maroko :))) które jest super! Ostatni etap podróży wiódł z Algeciras (tu nocowaliśmy) promem do Ceuty (tu tankowaliśmy benzynę za 1 EUR za litr :)) skąd udaliśmy się w stronę granicy. O samej drodze do hiszpańskiego krańca Europy nie będziemy tu wiele pisać. Drogi i autostraady wydawały się nie mieć końca. Krajobraz zmieniał się płynnie na coraz bardziej "księżycowy" i przywodził na myśl filmy o amerykańskich pilotach F-16 bombardujących arabskie instalacje wojskowe. Ostatnie dwa dni upłynęły nam dodatkowo na walce z odparzonym i bolącym tyłkiem. Mimo tego, cel przed nami, droga za nami, banany na paszczach.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Reset

Plany planami, a rzeczywistość i tak to weryfikuje. Według planu mieliśmy dzisiaj być w Walencji, a tymczasem jesteśmy w okolicach Marsylii.

Po pierwsze zamarudziliśmy w Bratysławie wyruszając dużo później niż planowaliśmy. Po drugie trochę krzyżowała plany pogoda - raz słońce, raz deszcz, raz słońce raz deszcz. No to my raz kondomiki przeciwdeszczowe na siebie i  za chwile ściągamy....

Dzisiaj rano też niespiesznie opuściliśmy wybrzeże jeziora Garda, gdzie Patryk kontemplował okoliczności przyrody...

Ale właśnie resetujemy plany i... już jesteśmy zgodnie z planem :)

Ponadto GS właśnie resetuje swój komputer, a my też się resetujemy - francuskim vin du table...

A co do dalszych planów... Hiszpania okazuje się być baaardzo droga jeśli chodzi o autostrady i chodzi nam po głowie przeprawa promem... może wyjdzie ekonomiczniej ;)

sobota, 13 sierpnia 2011

Do Bratysławy promem...

Pierwszy etap za nami i pierwsze przygody. Po drodze okazało się, że najkrótsza droga z Krakowa na Słowację wiedzie przez rzekę (konkretnie Wisłę), przez którą musiał nas przewozić prom... pomyślelibyście?

Koniec końców, właśnie pijemy poranną kawę w Ubytovni Star skąd za chwilę ruszamy w kierunku Austrii a potem Włoch.

piątek, 12 sierpnia 2011

Już za chwileczkę, już za momencik...

... kółka w motórach
zaczną się kręcić... ;)


Gustaw i Hanka już załadowane jak juczne osły. Trzeba było jeszcze wyregulować to i owo, posprawdzać to i tamto. Gustaw nadal lekko niedomaga przy starcie swoich horspowerów jak jest zimny, ale trudno, wybaczamy mu. Dostaliśmy pełno rad od chłopaków z forum f650gs, jak go zadowolić. Gdy tylko złapiemy chwilę oddechu w trasie to postaramy się niektóre wdrożyć w życie (na przykład reset komputera Gustawa). Pewnie weźmie nas z Agatą zazdrość, że mu się to przydarza i przy tej okazji sami kupimy sobie flaszkę, albo dwie na przykład włoskiego wina stołowego i też się zresetujemy...


Obiecujemy wytrwać w postanowieniu częstego wpisywania coś na ten blog. Jeżeli chcecie nas wspomóc to dajcie od czasu do czasu głos w postaci komentarza, żebyśmy widzieli, że rzeczywiście oglądacie nasze wpisy, bo póki co widzimy tylko cyferki w statystykach (wcale zresztą niemałe ku naszemu zaskoczeniu :)).

wtorek, 9 sierpnia 2011

Wracamy do gry!


Wtorek 09-08-2011, do wyjazdu 3 dni.

13:30: Odbieramy telefon z Tommargu z informacją o tym, że GS naprawiony!

17:23: Odbieramy z Tommargu GS'a, który trochę zawstydzony tym ile narozrabiał łypie podejrzliwie na mnie swoim wielkim okiem. Hanka jakby trochę na niego obrażona (poczciwa Hanka). Udajemy, że tego nie zauważamy, w końcu są młodą parą, dotrą się.


17:45: Ruszamy rześkim tempem w kierunku Zakopanego przetestować GSa.


19:00: Zjadamy udko z kurczaka, śledzia i zestaw surówek (Patryk) oraz kaszankę z kapustą i ziemniakami (Agata) w karczmie góralskiej przed Nowym Targiem. Hanka chwilę później zjada 12 litrów E95. Oczywiście obiad Hanki był droższy od naszego...

19:30: Odkrywamy niedokręconą śrubę od prawego dekla silnika GS spod której wyrzuca olej. Ech, jakość pracy serwisów zawsze pozostawia wiele do życzenia... Dokręcamy śrubę i wygląda na to, że pomogło.

22:00: Wracamy do domu. Wydaje się że GS jest ok. Czujemy że wracamy do Gry o wyjazd do Maroko.


Stan planu na dziś:
W piątek ruszamy!

Na krawędzi!

Wyprawa stoi na krawędzi. Od kilku dni serwis walczy z problemem przerywającego zapłonu w motocyklu Agaty. W zasadzie zaczęliśmy rozmawiać już o planie alternatywnym - wyjazd na Bałkany... Dziś na szczęście jeden telefon zmienił nasze nastawienie. Chłopaki z serwisu twierdzą, że moto jest już naprawione i sprawne. Przed osiemnastą odbieramy GSa i jedziemy przejechać się choć ze 100 km żeby sprawdzić czy wszystko faktycznie jest ok. Przydałoby się po takiej naprawie przejechać z 200-300 km, żeby się upewnić, ale zamierzamy pojechać do kraju arabskiego, więc przyjmijmy, że krótki test wystarczy a reszta i tak pozostaje w rękach Allaha...