wtorek, 24 kwietnia 2012

Podróż z wnętrza na powierzchnię, czyli składamy GS'a

Upłynęło trochę czasu od defragmentacji Gs'a. Jarek w tym czasie przeprowadził szereg eksperymentów i poprawek w głowicy. Pomimo, że na dworze w ciągu dnia ujemna temperatura trzyma solidnie i jest coś koło -15, to w garażu już tylko -8.

Decydujemy się więc na ruszenie w drogę powrotną na powierzchnię, czyli składanie GSa. Porządne rozgrzanie pieca w garażu powoduje, że temperatura wewnątrz unosi się lekko ponad zero. Bielizna termoaktywna i kilka par skarpetek pozwalają sprawnie działać.

Zaczynamy od uporządkowania przestrzeni do pracy i porządnego wyczyszczenia kluczy. Jarek tłumaczy, że na etapie składania silnika, taka kosmetyka kluczy jest "kluczowa". Wystarczy wyobrazić sobie konsekwencje oderwania się od narzędzi kawałków smaru z brudem, które niezauważone odpadły akurat pod świeżo położona uszczelkę pod głowicę. W tym czasie GS trochę zawstydzony swoim negliżem, czeka na to co się będzie działo.

Najpierw robimy test uszczelnionej głowicy. Do tego celu Jarek przygotował specjalne stanowisko. Montujemy na nim głowicę i pompujemy przez otwór na świecę, sprężone powietrze. Ciśnienie w głowicy dochodzi i do sześciu atmosfer i ….trzyma! - żadnych nieszczelności.



Zaczynamy więc właściwe składanie. Najpierw porządne czyszczenie miejsc, na które położymy uszczelkę. Kilka ostatnich przedmuchów kompresorem i głowica wraca na swoje miejsce. O ile odkręcenie niektórych śrub, łączących głowicę z resztą silnika, choć było trudne to dało się przeprowadzić to ich dokręcenie z odpowiednią siłą wydaje się niemożliwe. Jednak Jarek daje sobie z tym radę. Odmierzone ramię i klucz dynamometryczny, mimo, że nie użyty bezpośrednio, pozwala dokręcić śrubę z właściwym momentem.


Dokręcenie głowicy zajmuje trochę czasu. Jarek mozolnie i powoli wkręca śruby, których ułożenie powoduje, że trudno do nich dotrzeć kluczem, a tu jednak trzeba dotrzeć i to kluczem dynamometrycznym. 

Na szczęście ilość narzędzi jakie zamieszkują garaż Jarka pozwala na różne kombinacje, które prowadza nas do celu. Najgorzej jest dostać się do śrub, które nie dość, że wkręcają się od dołu do góry to jeszcze są ukryte od strony pompy od ABSu. Jednak ostatecznie udaje się to w 100 procentach i to z pomiarem momentu dokręcania. Kawałek czasu pocimy się też nad śrubami mocującymi górę głowicy do ramy. Na szczęście klucz, który Jarek wykonał przy demontażu, po lekkiej korekcie za pomocą pilnika wytrzymuje montaż.

Po założeniu głowicy ruszamy w kierunku rozrządu. Tu powstało trochę zamieszania ze ślizgaczami, ale po krótkim czasie dajemy sobie i z tym radę. Wał zablokowany, wałki rozrządu ustawione, można dokręcać. Jeszcze pomiar luzów zaworowych i głowica poskładana. Jest nieźle. Atmosfera w garażu, gorąca, a temperatura dochodzi do +14, choć na zewnątrz porządny minus.


Po zmontowaniu głowicy, robimy inspekcję oringów pompy wodnej. Wyglądają na "życiowo dojrzałe", więc postanawiamy wysłać je na emeryturę. Aby taką operację przeprowadzić trzeba zdjąć dekiel. 


W momencie gdy zabraliśmy się za tą czynność, zrozumiałem dlaczego panowie z serwisu motocykli, który naprawiał w GSie sprzęgło, klęli szpetnie pokazując mi na szarą rurkę biegnącą z tyłu silnika. Rzecz z rurką jest przez konstruktorów BMW faktycznie twórczo potraktowana. Przepływa przez nią olej, a biegnie tak, że aby zdjąć dekiel, trzeba odkręcić uchwyty, które ją przytrzymują, rurę wydechową motocykla, poluzować tłumik, i z dużą dozą wyobraźni przestrzennej oraz umiejętności manualnych udaje się zdjąć dekiel.


Wymieniamy oringi. Nie mamy niestety nowej uszczelki więc używamy obecnej, wzmacniając ją silikonem. Jarek przygotowuje zestaw do silikonowania i powoli i ze starannością nanosi cieniutką warstwę uszczelniacza na dekiel. Wcześniej jednak oczywiście bardzo dokładnie go oczyszcza tak aby żadne brudy, lub pozostałości uszczelnień nie popsuły całych starań. Podobnie z miejscami w których dekiel łączy się z silnikiem. Dekiel w końcu ląduje na swoim miejscu. Na swoje miejsce wraca też rurka od oleju, i rura wydechowa. Regulujemy też dźwignię sprzęgła.



Wracamy na górę motocykla. Cel jest już coraz bliżej. Zaczynam nieśmiało przypuszczać, że oto wkrótce usłyszę radosny klekot Rotaxowego kociołka w motocyklu radosnego Doodka.
Pora przykręcić dekiel od głowicy i zamontować element z wtryskiem i przepustnicą. Jarek robi całą serię pomiarów kąta otwarcia przepustnicy w stanie jałowym. Jest to konsekwencją majstrowania przy śrubce od obrotów, przy której się majstrować nie powinno. Najpierw majstrowali przy niej spece z serwisu, skutecznie ją łamiąc, a potem ja doprawiłem próbując ją wykręcić. W końcu motocykl wydaje się być gotowym do odpalenia.



Jeszcze akumulator i czas przekręcić kluczyk a potem nacisnąć na starter. Nie powiem, ekscytacja sięga zenitu. Rozrusznik kręci kilka razy, układ paliwowy odpowietrza się i silnik startuje….
Pozostaje poczekać i popróbować jeszcze kilka dni przy zimnym silniku, czy uruchamianie silnika będzie udawało się bez zarzutu. Jeżeli tak można składać GSa do końca i otwierać sezon!

W ciągu tych kliku dni spędzonych z Jarkiem w garażu nauczyłem się, że wybierając się do wnętrza motocykla i chcąc szczęśliwie z niego powrócić, potrzebna jest dokładność i doświadczenie. O ile doświadczenie można zdobyć tylko w praktyce i z upływem czasu, o tyle dokładność i porządek, to efekt naszych nawyków i naszej uważności. Widząc Jarka jak pracuje, nie miałem wątpliwości, że całym sobą jest tu i teraz, i że w czasie pracy GS i Jarek stanowią jedną nierozerwalną całość. To zaprocentowało. Nie trzeba było powtarzać żadnej z wykonanych wcześniej czynności, a cała akcja zakończyła się sukcesem. Zachwyciła mnie także dbałość o każdy detal. Żadnych niedokładności, żadnego machnięcia ręką z tekstem "a dobra, jakoś to będzie", które mogłyby spowodować potem trudne do przewidzenia konsekwencje. Jak to mówi dzisiejsza młodzież: RESPECT na całej długości!

Specjalne podziękowania dla Mygosi za pomoc, towarzystwo i trzymanie lampki :)

Całość w dużym skrócie wyglądała tak:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz