wtorek, 22 listopada 2011

Jak zdobywali Twierdzę Kłodzko

10-11 września 2011

Ledwo minął tydzień od powrotu z Maroka, a nas już diabeł poniósł na kolejne wojaże. Tym razem nie aż tak daleko i nie w taką egzotykę, ale w rejony niemniej urokliwe.

Pretekstem do wyjazdu do Ziemi Kłodzkiej był zlot forum f650gs.pl. Tak więc nie tracąc czasu na jakiekolwiek prace serwisowo-porządkowe po powrocie z Afryki, pognaliśmy nasze ubrudzone pustynnym pyłem motki "na Zachód".

Do Katowic dojechaliśmy drogą 94 i następnie przerzuciliśmy się na A4. Szybki postój w McShicie na śniadanko i jedziemy dalej.
Do Kłodzka dojechaliśmy w okolicach południa z hakiem. Gdy dotarliśmy w okolice Twierdzy - naszego noclegu - przyszedł czas na zgranie się z resztą ekipy, która na miejscu imprezowała od piątku. Ustaliliśmy miejsce spotkania na miejscowość Idzików i tam po niedługim czasie znaleźliśmy się z częścią grupy. Kolejna część się gdzieś zgubiła i znowu trochę trwało zanim się wszyscy odnaleźliśmy.
Pokręciliśmy się trochę po okolicznych wioskach i jakieś 10 osób znowu odłączyło się od reszty, żeby zaliczyć offroad.

Patryk zgłosił nas na ochotnika do tej grupy. No więc miałam offroad. Tym razem całkowicie bezstratny dla mnie i dla Gustawa (choć o mało co nie było gleby na stromym, śliskim i kamienistym leśnym podjeździe), za to Patryk i jego Hanka mieli bliskie spotkanie ze słupkiem odgradzającym jakieś pastwisko. Dobrze, że Hanka na ten wyskok z błotnistej koleiny i lądowanie na pachołku wybrała lewą stronę, tam pomiędzy słupkami był normalny drut. Po prawej  stronie był drut kolczasty.... W efekcie Hanka "wybiła sobie zęba" tj. ułamała jakiś plastik pod lampą.
Chłopaki z naszej offroadowej grupy musieli trochę na nas (tzn. głównie na mnie :)) czekać, ale w końcu swoim tempem dotarliśmy do asfaltu. Z grzeczności wszyscy zgodnie potwierdzili, że wcale długo nie czekali :) W amoku jazdy po przełęczach, zajęci podziwianiem krajobrazu i skupieni na odpowiednim wyborze toru i techniki jazdy nie zrobiliśmy żadnych ładnych zdjęć z tego offu :(

środa, 9 listopada 2011

Maroko - 3 zdania podsumowania


Co prawda Patryk ma w zanadrzu jeszcze jednego posta o Maroku, ale pewnie go wysmaży gdy za oknem będzie maksymalnie szaro, buro i ponuro.

Tymczasem ja postaram się podsumować naszą moto-wyprawę w kilku punktach:
  • 2 osoby (Agata i Patryk)
  • 2 motocykle (BMW F650GS i Honda XL650V Transalp)
  • 2 kontynenty
  • 8 krajów
  • Morze Śródziemne i Atlantyk
  • Góry wszelakie (Beskidy, Alpy, Pireneje, Rif, Atlas...)
  • Całkowity dystans: 10 648 km
  • Najdłuższy przelot jednego dnia - ostatniego dnia (Wiesloch -> Kraków): 1 034 km
  • Awarie motocykli: brak (!!!)
  • Drobne usterki: zgubiona zapinka do łańcucha GSa, pęknięty zaczep kufra od GSa, rozwalony kierunkowskaz lewy tylny Hanki
  • Większe usterki: strzaskany kask Patryka
  • Urazy i kontuzje: brak (jeśli nie liczyć kwadratowych i odparzonych pup i bolących dłoni od trzymania manetek)
  • Ekwipunek, który przydał się najbardziej: camelbaki (!!! bez tego wyjazd by się zapewne nie odbył, bo za dużo czasu spędzalibyśmy na akcjach: stop - kask z glowy - łyk picia - kask na głowę - jazda... i za 2 minuty to samo...), poxipol/poxilina, trytytki, taśma McGyvera i cienki drucik.
  • Ekwipunek, który się nie przydał: buty, które nie były butami motocyklowymi lub klapkami (mnie się nie przydały, Patryk i tak nie wziął :))

wtorek, 1 listopada 2011

Motocyklowy tranzyt przez Europę

Z Polski do Maroka z motocyklem można się dostać na dwa sposoby:
1) wynająć transport motocykli, a samemu polecieć np. do Malagi, tam odebrać motocykle i rozpocząć podróż. W promocji bilety lotnicze można kupić nawet za mniej niż 500 zł, a transport przy przewożeniu motocykli np. dla czterech czy sześciu osób też może wyjść całkiem ekonomicznie.
2) przejechać przez Europę ok. 3000 km "na kołach".

Dla nas opcja pierwsza odpadła bo chcieliśmy jechać tylko we dwoje i  w ogóle uznaliśmy ją za "półśrodek". W wyniku naszej decyzji podróż przez Europę zabrała nam sporo czasu i środków finansowych, jednocześnie stanowiąc niemalże 2/3 przejechanych podczas wyprawy kilometrów i przyczyniając się do odparzonych tyłków i bolących przez dobre 3 tygodnie po wyprawie stawów w dłoniach od trzymania manetek, zwłaszcza gazu. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło - dodatkowe ~6000 km doświadczenia nie chodzi piechotą.


Zależało nam na czasie przejazdu więc wybraliśmy, gdzie się dało, autostrady.

Trasa "tam" biegła z Krakowa do Algeciras przez: Bratysławę, Wiedeń, Graz, Villach, Weronę, Genuę, Niceę, Montpellier, Tarragonę, Walencję i Malagę. Trasa jest fajna bo sporo jedzie się nad Morzem Śródziemnym i łatwo o noclegi na kempingach.

Trasa "z powrotem" była nieco inna, gdyż zamiast drogą wybrzeżem Morza Śródziemnego pojechaliśmy w głąb lądu: z Tarify przez Malagę, Cordobę, Madryt, Saragossę, jakieś górskie drogi przez Pireneje, Carcassonne, Montpellier, Lyon, Stuttgart, Drezno, Zgorzelec i A4 niemal pod sam domek w Krakowie. Jest to tańsza trasa bo płaci się tylko we Francji i trochę szybsza. Wady: jest mniej widokowa i znacznie trudniej o kemping, więc pewnie całe oszczędności zrobione na bezpłatnych drogach są pożerane przez ceny noclegów...

Przejazd może nie był szczególnie atrakcyjny, bo jaki może być gdy jedzie się po autostradzie, ale wystarczający, żeby zebrać garść informacji przydatnych w przemierzaniu Europy na dwóch kółkach - kto wie kiedy i komu mogą się one przydać?

1) Mapy i nawigacja w Europie (i Maroku):
W Europie używaliśmy nawigacji TomTomXL która:
- gwarantowała dużo przygód np prowadząc nas do Bratysławy przez przeprawę promową,
- nie zawsze miała aktualne drogi :)
- dobrze radziła sobie z wytyczeniem bezpłatnej szybkiej trasy w Hiszpanii po "starych" autostradach.
Z pomocą przychodziła też standardowa nawigacja analogowa, tj. mapa samochodowa Europy.
Do nawigacji w Maroko używaliśmy telefonu htc Wildfire. Aplikacja do nawigacji to OSMAND+ w wersji płatnej. Można kupić ją w AndroidShop za kilka dolarów. Mapy Maroka są do pobrania za darmo, można też pobrać do telefonu mapy googla; my mieliśmy załadowaną mapę terenową i drogową.
W Polsce kupiliśmy też za kilkanaście zł mapę papierową wydaną przez MarcoPolo. Bardzo dokładna i fajnie wydana mapa. Dobrze uzupełniała nawigację tam, gdzie były dziury i stanowiła główną mapę poglądową.