wtorek, 22 listopada 2011

Jak zdobywali Twierdzę Kłodzko

10-11 września 2011

Ledwo minął tydzień od powrotu z Maroka, a nas już diabeł poniósł na kolejne wojaże. Tym razem nie aż tak daleko i nie w taką egzotykę, ale w rejony niemniej urokliwe.

Pretekstem do wyjazdu do Ziemi Kłodzkiej był zlot forum f650gs.pl. Tak więc nie tracąc czasu na jakiekolwiek prace serwisowo-porządkowe po powrocie z Afryki, pognaliśmy nasze ubrudzone pustynnym pyłem motki "na Zachód".

Do Katowic dojechaliśmy drogą 94 i następnie przerzuciliśmy się na A4. Szybki postój w McShicie na śniadanko i jedziemy dalej.
Do Kłodzka dojechaliśmy w okolicach południa z hakiem. Gdy dotarliśmy w okolice Twierdzy - naszego noclegu - przyszedł czas na zgranie się z resztą ekipy, która na miejscu imprezowała od piątku. Ustaliliśmy miejsce spotkania na miejscowość Idzików i tam po niedługim czasie znaleźliśmy się z częścią grupy. Kolejna część się gdzieś zgubiła i znowu trochę trwało zanim się wszyscy odnaleźliśmy.
Pokręciliśmy się trochę po okolicznych wioskach i jakieś 10 osób znowu odłączyło się od reszty, żeby zaliczyć offroad.

Patryk zgłosił nas na ochotnika do tej grupy. No więc miałam offroad. Tym razem całkowicie bezstratny dla mnie i dla Gustawa (choć o mało co nie było gleby na stromym, śliskim i kamienistym leśnym podjeździe), za to Patryk i jego Hanka mieli bliskie spotkanie ze słupkiem odgradzającym jakieś pastwisko. Dobrze, że Hanka na ten wyskok z błotnistej koleiny i lądowanie na pachołku wybrała lewą stronę, tam pomiędzy słupkami był normalny drut. Po prawej  stronie był drut kolczasty.... W efekcie Hanka "wybiła sobie zęba" tj. ułamała jakiś plastik pod lampą.
Chłopaki z naszej offroadowej grupy musieli trochę na nas (tzn. głównie na mnie :)) czekać, ale w końcu swoim tempem dotarliśmy do asfaltu. Z grzeczności wszyscy zgodnie potwierdzili, że wcale długo nie czekali :) W amoku jazdy po przełęczach, zajęci podziwianiem krajobrazu i skupieni na odpowiednim wyborze toru i techniki jazdy nie zrobiliśmy żadnych ładnych zdjęć z tego offu :(

środa, 9 listopada 2011

Maroko - 3 zdania podsumowania


Co prawda Patryk ma w zanadrzu jeszcze jednego posta o Maroku, ale pewnie go wysmaży gdy za oknem będzie maksymalnie szaro, buro i ponuro.

Tymczasem ja postaram się podsumować naszą moto-wyprawę w kilku punktach:
  • 2 osoby (Agata i Patryk)
  • 2 motocykle (BMW F650GS i Honda XL650V Transalp)
  • 2 kontynenty
  • 8 krajów
  • Morze Śródziemne i Atlantyk
  • Góry wszelakie (Beskidy, Alpy, Pireneje, Rif, Atlas...)
  • Całkowity dystans: 10 648 km
  • Najdłuższy przelot jednego dnia - ostatniego dnia (Wiesloch -> Kraków): 1 034 km
  • Awarie motocykli: brak (!!!)
  • Drobne usterki: zgubiona zapinka do łańcucha GSa, pęknięty zaczep kufra od GSa, rozwalony kierunkowskaz lewy tylny Hanki
  • Większe usterki: strzaskany kask Patryka
  • Urazy i kontuzje: brak (jeśli nie liczyć kwadratowych i odparzonych pup i bolących dłoni od trzymania manetek)
  • Ekwipunek, który przydał się najbardziej: camelbaki (!!! bez tego wyjazd by się zapewne nie odbył, bo za dużo czasu spędzalibyśmy na akcjach: stop - kask z glowy - łyk picia - kask na głowę - jazda... i za 2 minuty to samo...), poxipol/poxilina, trytytki, taśma McGyvera i cienki drucik.
  • Ekwipunek, który się nie przydał: buty, które nie były butami motocyklowymi lub klapkami (mnie się nie przydały, Patryk i tak nie wziął :))

wtorek, 1 listopada 2011

Motocyklowy tranzyt przez Europę

Z Polski do Maroka z motocyklem można się dostać na dwa sposoby:
1) wynająć transport motocykli, a samemu polecieć np. do Malagi, tam odebrać motocykle i rozpocząć podróż. W promocji bilety lotnicze można kupić nawet za mniej niż 500 zł, a transport przy przewożeniu motocykli np. dla czterech czy sześciu osób też może wyjść całkiem ekonomicznie.
2) przejechać przez Europę ok. 3000 km "na kołach".

Dla nas opcja pierwsza odpadła bo chcieliśmy jechać tylko we dwoje i  w ogóle uznaliśmy ją za "półśrodek". W wyniku naszej decyzji podróż przez Europę zabrała nam sporo czasu i środków finansowych, jednocześnie stanowiąc niemalże 2/3 przejechanych podczas wyprawy kilometrów i przyczyniając się do odparzonych tyłków i bolących przez dobre 3 tygodnie po wyprawie stawów w dłoniach od trzymania manetek, zwłaszcza gazu. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło - dodatkowe ~6000 km doświadczenia nie chodzi piechotą.


Zależało nam na czasie przejazdu więc wybraliśmy, gdzie się dało, autostrady.

Trasa "tam" biegła z Krakowa do Algeciras przez: Bratysławę, Wiedeń, Graz, Villach, Weronę, Genuę, Niceę, Montpellier, Tarragonę, Walencję i Malagę. Trasa jest fajna bo sporo jedzie się nad Morzem Śródziemnym i łatwo o noclegi na kempingach.

Trasa "z powrotem" była nieco inna, gdyż zamiast drogą wybrzeżem Morza Śródziemnego pojechaliśmy w głąb lądu: z Tarify przez Malagę, Cordobę, Madryt, Saragossę, jakieś górskie drogi przez Pireneje, Carcassonne, Montpellier, Lyon, Stuttgart, Drezno, Zgorzelec i A4 niemal pod sam domek w Krakowie. Jest to tańsza trasa bo płaci się tylko we Francji i trochę szybsza. Wady: jest mniej widokowa i znacznie trudniej o kemping, więc pewnie całe oszczędności zrobione na bezpłatnych drogach są pożerane przez ceny noclegów...

Przejazd może nie był szczególnie atrakcyjny, bo jaki może być gdy jedzie się po autostradzie, ale wystarczający, żeby zebrać garść informacji przydatnych w przemierzaniu Europy na dwóch kółkach - kto wie kiedy i komu mogą się one przydać?

1) Mapy i nawigacja w Europie (i Maroku):
W Europie używaliśmy nawigacji TomTomXL która:
- gwarantowała dużo przygód np prowadząc nas do Bratysławy przez przeprawę promową,
- nie zawsze miała aktualne drogi :)
- dobrze radziła sobie z wytyczeniem bezpłatnej szybkiej trasy w Hiszpanii po "starych" autostradach.
Z pomocą przychodziła też standardowa nawigacja analogowa, tj. mapa samochodowa Europy.
Do nawigacji w Maroko używaliśmy telefonu htc Wildfire. Aplikacja do nawigacji to OSMAND+ w wersji płatnej. Można kupić ją w AndroidShop za kilka dolarów. Mapy Maroka są do pobrania za darmo, można też pobrać do telefonu mapy googla; my mieliśmy załadowaną mapę terenową i drogową.
W Polsce kupiliśmy też za kilkanaście zł mapę papierową wydaną przez MarcoPolo. Bardzo dokładna i fajnie wydana mapa. Dobrze uzupełniała nawigację tam, gdzie były dziury i stanowiła główną mapę poglądową.

piątek, 14 października 2011

Jazda, jazda!


Ruch drogowy w Maroku jest generalnie prawostronny. Ale bardziej niż Austrię, czy Niemcy, gdzie jeździ się maksymalnie przy prawej krawędzi jezdni, przypomina to Polskę, gdzie każdy pcha się bliżej osi jezdni. W zasadzie nie ma kultury przepuszczania szybszych lub zwinniejszych pojazdów (choć doświadczyliśmy kilku wyjątków). Nagminne jest także ścinanie zakrętów i jazda tak jak bardziej kierowcy w danym momencie pasuje, a nie jak prowadzą linie na jezdni. Niestety kilka razy zdarzyło się, że zza zakrętu wyłaniały się pędzące samochody jadące prosto na nas. Wyprzedanie to też najczęściej jazda na trzeciego, nieważne czy coś widać czy nie... Przed ostrym zakrętem, na wzniesieniu. Parafrazując znany cytat z kultowego filmu: "Inszallah i do przodu". Nagminne jest także "siedzenie na ogonie" - kilkakrotnie musiałam zastosować manewr "po hamulcach i gazu", żeby wymusić na kimś zachowanie większego dystansu za mną, bo nie znoszę jak ktoś jedzie tak blisko. Na szczęście nie musiałam tego robić zbyt często, bo generalnie i tak byliśmy prawie zawsze wyprzedzani, a rzadziej sami kogoś wyprzedzaliśmy.

niedziela, 9 października 2011

Daleka droga do domu...

Czwartek, 01.09.2011,
Piątek, 02.09.2011

[Agata] Myśleliśmy, że droga powrotna do domu będzie trudna, ponieważ przed nami już nie ma przygody, wszystko co miało się najfajniejszego wydarzyć już się wydarzyło. Jednak wizja własnego domu, własnego wygodnego łózka, własnej łazienki była na tyle mocno kusząca, że przed 2 ostatnie dni naszej podróży zrobiliśmy ponad 2 tysiące kilometrów, z czego ponad tysiąc ostatniego dnia.

Przejazd przez Francję upływał pod znakiem jazdy - stawania na bramkach w celu uiszczenia opłaty za przejazd - tankowania. Taka "przelotowa" wersja ride-eat-sleep-repeat. Im później się robiło, tym częstsze robiliśmy postoje na prostowanie pup tzn. tankowanie co 300 km, a w międzyczasie, przy ok. 150 km przebiegu - postój na rozprostowanie się.

piątek, 30 września 2011

Pireneje gdzie wiatr wieje (i motocykle przewraca?)

Środa, 31.08.2011


[Agata] Przejazd przez Pireneje był chyba najładniejszym, ale najmniej optymalnym czasowo vs. kilometrowo odcinkiem powrotu przez Europę, co spowodował brak konsekwencji co do trzymania się albo najkrótszej, albo najszybszej, albo płatnej, albo bezpłatnej drogi.

Zanim opuściliśmy Hiszpanię, postanowiliśmy zrealizować misję "paella" i zjeść to danie na lunch. Zatrzymaliśmy się w jednej wiosce, i w kilku restauracjach Patryk zrobił zwiad na temat paelli. W żadnej nie podawali. Natomiast w jednej kelnerka powiedziała, że jak poczekamy pół godziny to nam to przygotuje. Ponieważ mieliśmy świadomość nienajlepszego czasu przejazdu, wybraliśmy "macaroni" bo szybciej. Po chwili dostaliśmy ogromne porcje makaronu z sosem (szkoda, że z mięsem to się nawet w magazynie nie widziało) i, żeby się nie zmarnowało to co nie zjemy (no bo porcja to 7 Euro, waluta jest w cenie, a my jesteśmy krakowskimi centusiami), postanowiliśmy zapakować nadmiar do naszej wyjazdowej menażki i obrócić gdzieś później jak zgłodniejemy. Na całej operacji nie wyszliśmy dobrze ani czasowo ani finansowo. Ale o tym powinien napisać Patryk, bo był "bliżej wydarzeń" ;)


czwartek, 22 września 2011

Dzień swędzących uszu i wyrzucania chomiczka

Wtorek, 30.08.2011

[Agata] Dzisiejszy dzień upłynął na walce z uczuciem swędzących uszu. O ile ze swędzącym nosem można sobie dość łatwo poradzić, uchylając szybkę w kasku i pocierając nos palcem w rękawiczce, o tyle ze swędzącymi uszami sprawa nie jest prosta. Należy też pamiętać, że drapanie się w nos jest nieco ryzykowne, gdyż zazwyczaj ten sam palec w rękawiczce, który służy do drapania w nos służy np. do usuwania bardziej przeszkadzających rozpapranych na wizjerze owadów ;) Swędzące uszy są zapewne rezultatem tego, że po pewnym czasie w intensywnie używanym kasku na pewno zalągł się chomiczek, który po prostu łaskocze mnie w uszy. Parę dni wcześniej Patryk narzekał, że chyba w jego spodniach zalęgło się co najmniej stado chomiczków... Ciekawe czy go w coś łaskoczą...

Droga z Granady w kierunku Saragossy prowadziła autostradami i o ile pierwsza z nich, Autvia del Sur, była całkiem przyzwoita, to druga, Autovia del Nordeste była albo w remoncie, albo dziurawa albo jedno i drugie.

poniedziałek, 19 września 2011

Europa pachnąca piniami

Poniedziałek 29.08.2011

[Agata] Północ Maroka i południe Hiszpanii wyglądają podobnie. Ale Maroko nie pachnie piniami, a tak pachnie południowa Europa. Była to (oprócz większego uporządkowania ogólnego w Europie) najbardziej zauważalna dla mnie różnica między kontynentami.

Skierowaliśmy się w stronę Granady. Po drodze zatrzymaliśmy się, żeby coś zjeść. Frytka upadła mi na spodnie. Zastanawiałam się, czy nie byłoby lepiej, gdyby mi upadła na podłogę - podniosłabym i zjadła bez oporów... bo ktoś tę podłogę na pewno sprzątał względnie niedawno, a moje spodnie były używane codziennie przez kilka(naście) godzin i nie były prane od ponad dwóch tygodni... Nie wiadomo co na nich mieszka. ;)
Dojechaliśmy do Granady o zmroku. Oboje zwróciliśmy uwagę na hotel Apollo XIII, ale nie zatrzymaliśmy się, bo mieliśmy  na celowniku camping. Okazało się jednak, że był on zamknięty na cztery spusty i wróciliśmy w hotelowe okolice. Ostatecznie zatrzymaliśy się w hotelu Santa Fe, gdzie po szybkim prysznicu jeszcze udało się wypić zimne piwko i zagryźć je lokalnym serem i dojrzewającą szynką. Europa da się lubić :)

wtorek, 13 września 2011

Casablanca i Pożegnanie z Afryką

Sobota, 27.08.2011,
Niedziela, 28.08.2011,
Poniedziałek, 29.08.2011

[Patryk] Jadąc z Marrakeszu do Casablanki postawiliśmy na czas przejazdu. Dlatego też skorzystaliśmy z płatnej autostrady - trzeba przyznać, że całkiem fajnej. Niewielki ruch, i dwa pasy w jedną stronę, mimo bardzo częstych patroli policji kontrolujących prędkość pozwoliły nam dotrzeć sprawnie do celu.

Miasto, tak jak się spodziewaliśmy jest ogromne, gęsto zaludnione i w zasadzie niewiele różni się od miast południowej Hiszpanii. Naszym celem w Casablance było zobaczenie meczetu Hassana II-go. Jest to ogromna budowla, zbudowana około 20 lat temu, którą naród marokański, a w zasadzie marokańscy urzędnicy podarowali poprzedniemu królowi na urodziny. Prezent, otoczony z trzech stron wodami Atlantyku, faktycznie robi wrażenie.

wtorek, 6 września 2011

Selekcja na bramce

Przed wjazdem do każdego większego miasteczka stoją patrole policji lub żandarmerii i w scenerii rozsuwanych blokad z kolcami kontrolują przejeżdżające pojazdy.

Chyba jednak spełniamy wymagania (pomimo dość odmiennego wyglądu, niewidocznej twarzy, zdecydowanie brudnych i nieeleganckich butów i jeszcze bardziej brudnych spodni), bo zawsze wjeżdżamy bez kontroli i nawet pełnego zatrzymania. :)

Nasz znajomy z RPA, którego poznaliśmy kilka dni wcześniej w Jurasique Hostel w dolinie Ziz opowiedział nam przygodę, że się nie zatrzymał i miał z tego tytułu trochę problemów - policjanci nałożyli na niego mandat 700 dirhamów  (~70 Euro)- powiedział, że nie ma. Ale jak to - podróżuje bez pieniędzy? Nie, ma kartę kredytową - jak mają terminal to uiści należność. Nie mieli. Poprosili o prawo jazdy i powiedzieli, że je zatrzymują, aż wypłaci i dowiezie kasę. Na co on, żeby zatrzymali, on dalej jedzie bez prawka.

W efekcie skończyło się podobno na pogrożeniu palcem. Ale może komuś taka strategia przyda się w przyszłości?

niedziela, 4 września 2011

Marrakesz

Piątek, 26.08.2011

[Agata] Do Marrakeszu dojeżdżamy we czwartek o zmroku, meldujemy się w hotelu w samym centrum mediny, do którego zaprowadził nas zwerbowany przez nas (!) majfrend. Gdy rozpakowujemy motocykle zaczepia nas para Polaków i informuje, że ich ekspedycja poszukiwania piwa w muzułmańskim kraju w ramadanie właśnie dobiega końca, bo w hotelu obok (którego szukali już dłuższą chwilę) podobno podają ten magiczny napój. Jako że do tej pory nie spotkaliśmy turystów z Europy, a %% ostatnio piliśmy na Saharze, to umawiamy się z nimi na piwo i pogaduchy jak się tylko ogarniemy. W ten oto sposób w przemiłym towarzystwie Moniki i Sebastiana z Łodzi, również motocyklistów i podróżników zaliczamy kolację ze straganów na placu Jemaa el-Fna (gdzie koncentruje się nocne życie Marrakeszu) wieczorny gubing w medinie i piwo w hotelu Grand Tazi.

Z balkonu naszego hotelowego pokoju, wychodzącego na jedno z bardziej ruchliwych skrzyżowań, jeszcze przez chwilę przyglądamy się nocnemu życiu mediny - masa samochodów, rowerów, skuterów, dorożek pędzi w różne strony, a pomiędzy nimi przemykają jeszcze rolkarze, wózki i osiołki. Do tego trąbienie i pokrzykiwanie i gwar rozmów z hotelowej kafejki. Zamknięcie okien do pokoju wcale nie odcina nas od zgiełku, ale właśnie o to chodziło - żeby zanurzyć się w tym gwarnym mieście "na jawie i we śnie".

piątek, 2 września 2011

Atlas Wysoki - przez studia filmowe do Marrakeszu

Czwartek, 25.08.2011

[Agata] Droga z Tinerhir do Ouarzazate była dość monotonna. Od czasu do czasu pojawiały się urozmaicenia w postaci stosunkowo ciasnych zakrętów. Wiatr, choć ciepły, wiał z lewej strony i przyjemnie mimo wszystko chłodził lewą część ciała, ale jednocześnie przedmuchiwał gorące powietrze z okolic silnika prosto na prawą goleń i skutecznie ją podsmażał. Jeden z silniejszych podmuchów o mało co nie wysadził mnie z drogi - poczułam jak nagle moto się przechyla i przesuwa do prawej krawędzi jezdni, jednocześnie widząc, że Patryk miga światłami awaryjnymi nadając mi sygnał "uważaj" - widocznie on i Hanka też to odczuli.

W Ouarzazate znajdują się studia filmowe, które wraz z okolicznymi plenerami przysłużyły się do powstania takich filmów jak Gladiator, Królestwo Niebieskie, Mumia 2, Asterix i Obelix - Misja Kleopatra, Kundun, Ben Hur i jeszcze wielu innych.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Podróżowanie motocyklem

[Patryk] Sporo osób przed wyjazdem pytało nas, jak to możliwe, że jadąc na trzy tygodnie zabieramy się ze wszystkim na motocykle. Postanowiłem wiec trochę o tym napisać. Ci dla których turystyka motocyklowa nie jest obca mogą zobaczyć i ocenić to jak się zorganizowaliśmy, a Ci dla których jest mniej znana zaspokoją swoją ciekawość :)

Zacznijmy od motocykli. Każdy rasowy motocykl turystyczny (a Gustaw i Hanka to przedstawiciele tej właśnie rasy), przygotowany do dalszej wyprawy jest wyposażony w kufry. Dzięki nim właśnie możemy ze sobą zabrać wszystko co niezbędne, i trochę tego co zbędne także.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Poza drogą - Wąwozy Todra i Dades

Środa, 24.08.2011

[Agata] O trzeciej nad ranem obudził nas śpiew muezina dobiegający z pobliskiego minaretu. Pora dla nas nieludzka, ale pieśń bardzo ładna, więc nie przeklinaliśmy. Dospaliśmy do bardziej odpowiedniej na pobudkę pory i bardzo niespiesznie rozpoczęliśmy dzień. TEN DZIEŃ. Chyba właśnie po to naginaliśmy te tysiące kilometrów. Zostawiliśmy bagaże w miejscu noclegu i "lekkimi" motocyklami wyruszyliśmy na podbój wąwozów Todra i Dades.

piątek, 26 sierpnia 2011

Sahara - Erg Chebbi i Hamada

Poniedziałek 22.08.2011 i wtorek 23.08.2011

[Agata] Drogi na południe, w kierunku Sahary, ciąg dalszy. Naszym celem są piaszczyste wydmy Erg Chebbi i offroadowy przejazd przez hamadę.

Z Jurrasique Hotel wyruszyliśmy około południa. Droga dalej wiła się przez czerwone góry. W pewnym momencie, za zakrętem objawiło się wielkie turkusowe jezioro. I to objawiło się w taki sposób, że pomyślałam tylko "o kur..."

czwartek, 25 sierpnia 2011

Atlas Średni

Niedziela 21.08.2011

[Agata] Zaczęło się niezwykle miło - od śniadania przygotowanego przez gospodarzy - jajko sadzone, różne placki i chlebki, miód, oliwki, jakaś orzechowa posypka, masło, nektar brzoskwiniowy, kawa i herbata. Następnie zapakowaliśmy motocykle i ruszyliśmy na południe. Dzień upłynął pod znakiem widoków zmieniających się jak w kalejdoskopie, gdy przemierzaliśmy Atlas Średni. Gaje oliwne płynnie zmieniły się w czerwoną równinę, ta w żółtą i pasące się owce były niemalże niewidoczne na tle wypłowiałej roślinności, a osiołki były koloru kamieni. Potem pojawiły się zalesione pagórki, następnie las robił się coraz rzadszy i znowu dookoła była preria. Co jakiś czas opuszczane szlabany i znaki drogowe mówiły, że droga jest w zimie okresowo zamykana z powodu śniegu, co potwierdzały dwumetrowe pale wbite regularnie na poboczu i służące za słupki wytyczające drogę.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Fez

Sobota, 20.08.2011

[Agata] W piątek równo z zachodem Słońca dojechaliśmy do Fezu. Pierwsze wrażenie - koszmar - slumsy, śmieci, tłok jak w ulu. Zaraz nas tubylcy obsiądą chmarą, okradną, zgwałcą motocykle i tyle będzie Maroka... W dodatku droga którą mamy jechać jest w totalnym remoncie, musimy skręcić, GPS się gubi, a Patryk o mało co nie wywala Hanki ze stresu. Zdecydowanie nie chcę tu nocować i zostawiać Gustawa i Hanki samych... Ale, po pierwsze primo, tubylcy raczej ciekawie nam się przyglądali zamiast atakować z nienacka, a po drugie primo to była nowa część miasta, a my udawaliśmy się do starej. Ta druga okazała się zdecydowanie ładniejsza. Od razu przechwycił nas jakiś majfrend i zorganizował nocleg (ta część podróżowania po tym kraju jest nieprzyzwoicie łatwa) w klimatycznym domu prywatnym - mamy pokoik z bibelotami i kotarą w oknie wychodzącym na "dziedziniec" domu z małą fontanną i klimatycznymi siedziskami. Możemy trochę popodglądać jak mieszkają lokalesi. Gustaw i Hanka dostali miejsce w pobliskim garażu wśród wielu skuterków i rowerów. Jeszcze tylko wieczorny spacer po labiryncie uliczek, tadżin z kuskusem dla mnie i pastilla (placek nafaszeworwany kurczakiem, orzeszkami i chyba soczewicąy, posypany cukrem pudrem i cynamonem) dla Patryka na kolację w przyjemnej knajpce na dachu, 3h walczenia żeby opublikować poprzedniego posta i można iść spać :)

sobota, 20 sierpnia 2011

Rif

Piątek, 19.08.2011

[Agata] We czwartek wieczorem trochę popadało i chmury utrzymały się do rana, więc wschód Słońca nad morzem pozostał jedynie w pamięci, a nie na fotce.

No to jedziemy na południe! Dzisiaj w planie był przejazd przez Góry Rif. Z Oued Laou udaliśmy się drogą oznaczoną na mapie jako biała w kierunku Szefszawan. I co? I braku asfaltu ciąg dalszy ;) I do tego kałuże. Duże. Jedna mnie trochę przestraszyła, ale oststecznie przejazd przez nią był całkiem udany (przemnoczone buty "do kolan" i zachlapany wizjer gratis :))

Chill out

Czwartek, 18.08.2011

[Agata] Okna naszej sypialni wychodzą na wschód, na morze. Ok. 6 rano obudziłam się i akurat było ciut po wschodzie słońca - jeszcze nigdy nie widziałam wschodu słońca nad morzem - jutro postaram się to sfotografować :) Dospaliśmy do ok. ósmej. Dziwny dzień. Nic nie trzeba, tylko chillout. Aż dziwne. Morze szumi, czas płynie leniwie...

Postanowiliśmy nadać w świat posta, którego wczoraj napisaliśmy ale nie opublikowaliśmy, bo akurat muezin oznajmił, że można już jeść i kafejkę internetową właśnie zamykano. Ale dzisiaj przed południem większość sklepów itp. była zamknięta (tak naprawdę poszliśmy do innej, ale tam dowiedzieliśmy się, że nie ma internetu, po południu znowu odwiedziliśmy tę pierwszą, ale od właściciela sklepu obok na migi dowiedzieliśmy się, że operator kafejki śpi i dopiero późniejszym popołudniem misja zakończyła się sukcesem!).

czwartek, 18 sierpnia 2011

Maroko jest spoko :)

Środa, 17.08.2011

[Patryk] Po pięciu dniach wypelnionych po brzegi jazdą, jesteśmy w Maroko :))) które jest super! Ostatni etap podróży wiódł z Algeciras (tu nocowaliśmy) promem do Ceuty (tu tankowaliśmy benzynę za 1 EUR za litr :)) skąd udaliśmy się w stronę granicy. O samej drodze do hiszpańskiego krańca Europy nie będziemy tu wiele pisać. Drogi i autostraady wydawały się nie mieć końca. Krajobraz zmieniał się płynnie na coraz bardziej "księżycowy" i przywodził na myśl filmy o amerykańskich pilotach F-16 bombardujących arabskie instalacje wojskowe. Ostatnie dwa dni upłynęły nam dodatkowo na walce z odparzonym i bolącym tyłkiem. Mimo tego, cel przed nami, droga za nami, banany na paszczach.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Reset

Plany planami, a rzeczywistość i tak to weryfikuje. Według planu mieliśmy dzisiaj być w Walencji, a tymczasem jesteśmy w okolicach Marsylii.

Po pierwsze zamarudziliśmy w Bratysławie wyruszając dużo później niż planowaliśmy. Po drugie trochę krzyżowała plany pogoda - raz słońce, raz deszcz, raz słońce raz deszcz. No to my raz kondomiki przeciwdeszczowe na siebie i  za chwile ściągamy....

Dzisiaj rano też niespiesznie opuściliśmy wybrzeże jeziora Garda, gdzie Patryk kontemplował okoliczności przyrody...

Ale właśnie resetujemy plany i... już jesteśmy zgodnie z planem :)

Ponadto GS właśnie resetuje swój komputer, a my też się resetujemy - francuskim vin du table...

A co do dalszych planów... Hiszpania okazuje się być baaardzo droga jeśli chodzi o autostrady i chodzi nam po głowie przeprawa promem... może wyjdzie ekonomiczniej ;)

sobota, 13 sierpnia 2011

Do Bratysławy promem...

Pierwszy etap za nami i pierwsze przygody. Po drodze okazało się, że najkrótsza droga z Krakowa na Słowację wiedzie przez rzekę (konkretnie Wisłę), przez którą musiał nas przewozić prom... pomyślelibyście?

Koniec końców, właśnie pijemy poranną kawę w Ubytovni Star skąd za chwilę ruszamy w kierunku Austrii a potem Włoch.

piątek, 12 sierpnia 2011

Już za chwileczkę, już za momencik...

... kółka w motórach
zaczną się kręcić... ;)


Gustaw i Hanka już załadowane jak juczne osły. Trzeba było jeszcze wyregulować to i owo, posprawdzać to i tamto. Gustaw nadal lekko niedomaga przy starcie swoich horspowerów jak jest zimny, ale trudno, wybaczamy mu. Dostaliśmy pełno rad od chłopaków z forum f650gs, jak go zadowolić. Gdy tylko złapiemy chwilę oddechu w trasie to postaramy się niektóre wdrożyć w życie (na przykład reset komputera Gustawa). Pewnie weźmie nas z Agatą zazdrość, że mu się to przydarza i przy tej okazji sami kupimy sobie flaszkę, albo dwie na przykład włoskiego wina stołowego i też się zresetujemy...


Obiecujemy wytrwać w postanowieniu częstego wpisywania coś na ten blog. Jeżeli chcecie nas wspomóc to dajcie od czasu do czasu głos w postaci komentarza, żebyśmy widzieli, że rzeczywiście oglądacie nasze wpisy, bo póki co widzimy tylko cyferki w statystykach (wcale zresztą niemałe ku naszemu zaskoczeniu :)).

wtorek, 9 sierpnia 2011

Wracamy do gry!


Wtorek 09-08-2011, do wyjazdu 3 dni.

13:30: Odbieramy telefon z Tommargu z informacją o tym, że GS naprawiony!

17:23: Odbieramy z Tommargu GS'a, który trochę zawstydzony tym ile narozrabiał łypie podejrzliwie na mnie swoim wielkim okiem. Hanka jakby trochę na niego obrażona (poczciwa Hanka). Udajemy, że tego nie zauważamy, w końcu są młodą parą, dotrą się.


17:45: Ruszamy rześkim tempem w kierunku Zakopanego przetestować GSa.


19:00: Zjadamy udko z kurczaka, śledzia i zestaw surówek (Patryk) oraz kaszankę z kapustą i ziemniakami (Agata) w karczmie góralskiej przed Nowym Targiem. Hanka chwilę później zjada 12 litrów E95. Oczywiście obiad Hanki był droższy od naszego...

19:30: Odkrywamy niedokręconą śrubę od prawego dekla silnika GS spod której wyrzuca olej. Ech, jakość pracy serwisów zawsze pozostawia wiele do życzenia... Dokręcamy śrubę i wygląda na to, że pomogło.

22:00: Wracamy do domu. Wydaje się że GS jest ok. Czujemy że wracamy do Gry o wyjazd do Maroko.


Stan planu na dziś:
W piątek ruszamy!

Na krawędzi!

Wyprawa stoi na krawędzi. Od kilku dni serwis walczy z problemem przerywającego zapłonu w motocyklu Agaty. W zasadzie zaczęliśmy rozmawiać już o planie alternatywnym - wyjazd na Bałkany... Dziś na szczęście jeden telefon zmienił nasze nastawienie. Chłopaki z serwisu twierdzą, że moto jest już naprawione i sprawne. Przed osiemnastą odbieramy GSa i jedziemy przejechać się choć ze 100 km żeby sprawdzić czy wszystko faktycznie jest ok. Przydałoby się po takiej naprawie przejechać z 200-300 km, żeby się upewnić, ale zamierzamy pojechać do kraju arabskiego, więc przyjmijmy, że krótki test wystarczy a reszta i tak pozostaje w rękach Allaha...

niedziela, 31 lipca 2011

inspiracja

Nie sądziłam, że nasza wyprawa może dla kogoś być inspiracją...
Jarek z forum F650GS.pl, nasz forumowy MacGyver i Pomysłowy Dobromir, ujawnił swoją artystyczną duszę i napisał taki oto kawałek poezji:


Wiatr we włosach
Silnik drga
Droga przed i droga za
Razem, wspólnie
Blisko siebie
On i Ona
Zobaczyć i dotknąć
Być i wrócić
Bezpiecznie i jeszcze bliżej siebie
Motocyklowa przygoda niech łączy i trwa

Jarek, dziękujemy!

czwartek, 28 lipca 2011

Ostatnie serwisy GSa


Zaprowadziłem dziś GSa na ostatnie przedwyjazdowe serwisy.

Dostanie nowy napęd, filtr paliwa i regulację zaworów. Po ostatnich niemiłych doświadczeniach z Moto-top postanowiłem zaprowadzić go do Tommargu. Przypomniałem sobie, że właśnie tam pracuje nasz znajomy, a z Serwisami jest trochę tak jak z lekarzami. Jak masz znajomego, to dopiero możesz przypuszczać, że robota będzie zrobiona porządnie.


Hanka całkiem niedawno też przeszła przez serwis. Wydaje mi się więc że od tej strony zadbałem o sprzęt jak należy. Czy oba motory wytrzymają, oczywiście pewności nie ma. Jak będzie - zobaczymy :)

środa, 27 lipca 2011

Przygotowani... do startu...

Przygotowania ruszyły pełną parą! Każde z nas coś robi: Patryk układa trasę, Agata pracuje nad listą niezbędnych rzeczy do zabrania. Motocykle przechodzą niezbędne przeglądy. Kurs jazdy terenowej (wsparty własnymi doświadczeniami w dużo trudniejszym niż szkoleniowy terenie) mamy już za sobą.  Motocykle sprawdziły sie też w pierwszej dłuższej trasie (wiosenny wyjazd do Chorwacji). Ostatnio spędziliśmy trochę czasu na drobnych naprawach, regulacjach i przymiarkach do montażu bagażu. Ćwiczyliśmy też holowanie i jazdę na motocyklu drugiej połówki.

wtorek, 26 lipca 2011

Mundurek :)

Na specjalne okazje trzeba się specjalnie ubrać... Projekt koszulki zrobiony, czekamy na realizację zamówienia!

Oko na Maroko

Pierwotny plan wyjazdu do Syrii i Jordanii uległ zmianie. Jak to mówi nasz znajomy podróżnik "to że w jakimś kraju wybuchnie bomba, nie znaczy, że nie należy tam jechać". W zasadzie się z nim zgadzamy :) ale mimo wszystko nie chcemy ryzykować i jedziemy w odwrotnym kierunku, realizując plan B. Maroko. Plan C (dookoła Bałtyku) zrealizujemy innym razem :)