sobota, 20 sierpnia 2011

Rif

Piątek, 19.08.2011

[Agata] We czwartek wieczorem trochę popadało i chmury utrzymały się do rana, więc wschód Słońca nad morzem pozostał jedynie w pamięci, a nie na fotce.

No to jedziemy na południe! Dzisiaj w planie był przejazd przez Góry Rif. Z Oued Laou udaliśmy się drogą oznaczoną na mapie jako biała w kierunku Szefszawan. I co? I braku asfaltu ciąg dalszy ;) I do tego kałuże. Duże. Jedna mnie trochę przestraszyła, ale oststecznie przejazd przez nią był całkiem udany (przemnoczone buty "do kolan" i zachlapany wizjer gratis :))

Góry Rif okazały się naprawdę piękne i bardzo rozległe. Widziałam jak Patryk ciągle robi fotki podczas jazdy. Raz na jakiś czas stawaliśmy też gdzieś porobić panoramy.


Po godzinie z hakiem dotrliśmy do Szefszawanu, przebraliśmy się i ruszyliśmy na gubing po medinie. Masteczko okazało się urocze. Domy były pobielone i dodatkowo częściowo pomalowane na różne odcienie niebieskiego - od granatu przez błękit i turkus po zieleń morską... Miasteczko bardzo zadbane i czyste, dość puste. Nawet wdrapaliśmy się na wieżę widokową, żeby popodziwiać panoramę miasteczka, ale chyba bardziej podobały mi się błękitne ciasne uliczki.


Kolejną rewelacją były niezliczone ilości melonów sprzedawane na małym targu - melony z opony, melony spod plandeki, melony z bagażnika, melony z paki... Melon na 1000 sposobów :)


Z Szefszawanu ruszyliśmy w kierunku Ketamy. Ten odcinek drogi wspominam najgorzej - najpierw jakiś kierowca o mało co nie rozjechał Patryka (coś wspominałam o nie tak strasznym ruchu ulicznym, ale to teraz muszę zweryfikować - goście ścinają zakręty, jadą jak im wygodnie po serpentynach, nie bacząc że ktoś jedzie, lub może wyjechać z przeciwka), a potem ja o mało co nie wygrzmociłam się na oleju na jezdni (błędnie odczytałam znak-sygnał nadany przez Patryka jako "jedź tędy", zamiast "uważaj na to, na co pokazuję" i w efekcie z zakrętu wyszłam tańcząc z Gustawem na wszystkie stony - sama nie wiem jak się utrzymałam na kołach... Patryk "już mnie widział leżącą". Znaki-sygnały zostały też dopracowane, na przyszłość). Dodatkowo, im bliżej Ketamy, tym... no właśnie... chodzi o zachowanie Marokańczyków.

Gdy stanęliśmy sobie na rozległym poboczu żeby zrobić zupkę makaronówkę, to zatrzymało się kilka aut, "rowerów" i przybyło kilku pieszych oferując noclegi i haszysz.


Grzecznie odmawialiśmy, ale wtedy oni zwoływali kolegów i robili jakieś pogaduchy podczas gdy my chcieliśmy w spokoju sobie posiedzieć i cieszyć się pięknem okolicy (nie mogli debatować na kawałku pobocza 10m dalej?). Co do haszyszu, to ilość zapytań na ten temat była niemalże równa ilości napotkanych osób, ale żadne nie miało finezji pytania jakie dostaliśmy 2 lata temu w Kambodży:
- Where are you from?
- Poland.
- Russia?
- Not Russia. Poland.
- Czechoslovakia?
- No. Poland.
- Mhmm. Do you want trawa?

Ponadto pojawiły się przypadki zajeżdżania nam drogi (żebyśmy się zatrzymali) i machania dilpakami ze stafem przez okna samochodów. Zostaliśmy też opluci, oblani wodą z butelki oraz "pozdrowieni" gestami: kopnięcie, strzał z pistoletu, przepędzenie ręką... Ech... Na szczęście po wyjeździe z Ketamy (gdzie w zasadzie tylko zatankowaliśmy paliwo do montongów i wodę do camelbaków) w kierunku Fes wrogość stopniowo zanikała, ale nasz poziom zirytowania i wkurzania się na lokalesów niestety nie...

[Patryk] Dzięki za wszystkie komentarze do bloga! Wraz z pokaźnymi statystykami dodają nam sporo ochoty do pisania postów.

Z Oued Lou wyjechaliśmy dość wcześnie rano. Pożegnaliśmy się czule z właścicielem mieszkania i z wesołym starszym Włochem, który mieszkał w małym studio obok nas. Zrobiliśmy małe kółko po wiosce. Miałem nadzieję, że spotkamy naszego majfernda i również się z nim pożegnamy. Niestety tym razem nie wyrósł jak spod ziemi, więc pojechaliśmy w swoją stronę.

Droga zgodnie z tym co pisze Agata dostarczała świetnych wrażeń. Brak asfaltu i dziury w ziemi powodowały że Gustaw i Hanka mogły w pełni pokazać na co je stać. Obciążona kuframi Hanka jechała przez szutry i doły tak stabilnie, że spokojnie wystarczyła jej moja jedna ręka. Drugą rękę mogłem spokojnie poświęcić na trzymanie aparatu i pstrykanie fotek krajobrazów i ludzi żyjących swoim tempemem mijanych przez nas wioseczkach.


Niewątpliwą atrakcją była wielka na całą szerokość drogi kałuża. Przejechałem przez nią upewniając się, czy na dnie nie ma zbyt dużo błota i czy nie jest bardzo głęboka. Kałuża okazała się bardzo przyjemna do sforsowania, więc spokojny, że Agata poradzi sobie z nią pojechałem dalej. Za jakieś 300 metrów zobaczyłem w lusterku, że Agata stoi przed kałużą zastanawiając się najpewniej, jak przejechać przez nią aby nie wyglebić. Zawróciłem więc przejeżdżając raz jeszcze przez błotnistą wodę. W tym czasie na skraju drogi zebrało się już trochę dzieciaków i starszych osób oglądających z zaciekawieniem nasze zmagania. Po krótkim przypomnieniu sobie zasad niezbędnych do bezpiecznego pokonania tego typu przeszkód, GS z Agatą na grzbiecie zaryczał dziko, i bez ociągania wbił przednie koło w błotnistą zupę. Kilku lokalnych złapało się za głowę, dzieciaki uciekły w popłochu, a  fontanna wody i błota poszybowała wysoko w górę.Ja z tyłu czekałem już z aparatem wiedząc, że jeżeli tylko nacisnę spust migawki w odpowiednim momencie, bez względu na to czy ten przejazd zakończy się powodzeniem, czy spektakularną glebą, zrobione zdjęcie będzie bardzo ciekawe.

Ponieważ wszystko poszło jak należy, schowałem aparat, sforsowałem kałużę po raz trzeci i pojechaliśmy dalej drogą, która za około kilometr zamieniła się w gładką asfaltową wstążkę pięknie wijącą się pośród gór.


Jadąc tego dnia od wybrzeża do Fez, mieliśmy okazję podziwiać niesamowite krajobrazy, które wraz ze zmianą wysokości zmieniały się od przypominających Alpy, gdzie dominowały masywne wulkaniczne skały od czasu do czasu porośnięte gęstym cedrowym lasem do prawie pustynnych, gdzie dominował żółty suchy kolor, rozciągający się na niewielkich pagórkach ciągnących się po horyzont.





Wraz z przyrodą i wysokością zmieniała się też temperatura. Wysoko w górach, gdy droga wiła się przez przełęcze Rifu, chłodził nas przyjemny wiatr, a temperatura nie przekraczała dwudziestu kilku stopni. Za to kilkanaście kilometrów przed Fez stojący przy drodze w cieniu znak wyświetlający datę, godzinę i temperaturę pokazał 42 stopnie... Sierpień w Afryce...

Jadąc do Fez ustawiłem GPS na najkrótszą trasę, co zwykle jest gwarantem ciekawej przygody. I tym razem się nie zawiodłem. Wytyczona trasa, poprowadziła nas na przedmieścia Fez wiodąc przez biedne dzielnice, gdzie tłum ludzi żyje pośród gór śmieci. Kwadratowe budynki wokół nas miały puste smutne okna, a w brudnych bramach biegały grupy zostawionych samym sobie dzieciaków. Ten widok przypomniał mi, że choć Maroko jest jednnym z bardziej rozwiniętych krajów północnej Afryki, to nadal  standard życia wielu ludzi pozostaje poniżej podstawowego poziomu. Tym bardziej cieszy widok, budujących się wokół dróg i budynków, które być może świadczą o tym, że sprawy idą tu ku lepszemu.

Wieczorem dotarliśmy do Fez, gdzie bez trudu znaleźliśmy nocleg i przechowalnię dla motocykli.


7 komentarzy:

  1. Piękna wyprawa :) Piękne zdjęcia, ciekawy sposób narracji - czekam co będzie dalej. Jadę z Wami:) Jarek

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietna ta fotka Agaty jak sunie motorkiem przez kaluze. Patryk jak ty jedziesz i robisz zdjecia? Takie sztuczki to niedlugo tylem bedziesz siedzial na motorze i prowadzil:-) mile wspominam gubbingi z wami, powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  3. świetnie się czyta! Dalszych ciekawych przygód, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. No Doodek, pięknie się sprawiłaś goniąc w poprzek kałuży. Gratulacje. :)
    Świetna relacja i to w wykonaniu każdego z was. Przyłączę się do pytania postawionego wyżej przez Małgosię_t: Patryk, jak ty strzelasz te foty? Masz jakiegoś autopilota? ;)
    Pozdrawiam was i czekam na więcej przygód
    Leff

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajna wyprawa. Zycze Wam gladkich drog :) i mase milych przygod. Mam nadzieje, ze pokazecie zdjecia jak wrocicie :)
    HMadzia

    OdpowiedzUsuń
  6. tylko denerwujecie tych co nie mają urlopu w tym roku ;) żartuję! Przygód Kochani :) tych pozytywnych oczywiście!

    OdpowiedzUsuń
  7. Robienie zdjec w trakcie jazdy:

    opcja 1
    Prawa reka na gazie, lewa pstrykam troche na slepo, jedno na 10 zdjec wychodzi :)

    opcja 2
    Rozpedzam sie troche, puszczam calkiem kierownice; kierujac Hanka za pomoca posladkow i robie foty...

    opcja 3
    zatrzymuje sie i robie fote :)

    OdpowiedzUsuń