niedziela, 28 sierpnia 2011

Poza drogą - Wąwozy Todra i Dades

Środa, 24.08.2011

[Agata] O trzeciej nad ranem obudził nas śpiew muezina dobiegający z pobliskiego minaretu. Pora dla nas nieludzka, ale pieśń bardzo ładna, więc nie przeklinaliśmy. Dospaliśmy do bardziej odpowiedniej na pobudkę pory i bardzo niespiesznie rozpoczęliśmy dzień. TEN DZIEŃ. Chyba właśnie po to naginaliśmy te tysiące kilometrów. Zostawiliśmy bagaże w miejscu noclegu i "lekkimi" motocyklami wyruszyliśmy na podbój wąwozów Todra i Dades.


Wycieczka miała być niezbyt długa, ale przeliczenie kilometrów "z grubsza" okazało się mocno nieprecyzyjne i w efekcie wracaliśmy już ciemną nocą. A ja, głupia, miałam ze sobą tylko przyciemniany wizjer (zresztą, w ogóle zapakowałam się jak "nie ja"' bo nie wzięłam żadnego cieplejszego ciuszka ani membrany do mojej siateczkowej kurtki i jak nam trochę popadał deszczyk na 3000 m n.p.m. to nie powiem, trochę zmarzłam... w każdym razie grzane manetki poszły w ruch ;))


Widoki jakie mieliśmy okazję podziwiać były tak fantastyczne, że co chwilę stawaliśmy żeby pstrykać foty, obiecując sobie, że to ostatni postój i że od teraz jedziemy dalej, bo inaczej nigdzie nie dojedziemy. Górskie strumienie (teraz wyschnięte, ale w wiosną, gdy topnieją śniegi całkowicie zalewające dolinę) raz po raz przecinały się z drogą lub stawały się nią na chwilę. Pięknie, pusto, dziko.


Swoją drogą życie tu musi być bardzo ciężkie co potwierdzały biegnące w naszym kierunku bose dzieci, wycągające ręce po cokolwiek - pieniądze czy jedzenie. Żeby nie było to całkiem za darmo pozowały do zdjęć lub uprzątały większe kamienie z drogi. I widać było, że to nie jest udawanie i naciąganie...


Poza nielicznymi mieszkańcami, po drodze minęliśmy tylko jeden turystyczny samochód 4x4 jadący w przeciwną stronę i w sumie czterech lokalesów na mułach - poza tym, byliśmy sami w tej ogromnej pięknej górskiej scenerii. Tak czy inaczej - wrażenia z tego dnia - bezcenne. To było moje marokańskie wielkie WOW!

[Patryk] Wyjechaliśmy niedługo po słodkim jak co dzień śniadaniu. Dobra mocna kawa, świeży chlebek z powidłami, szklaneczka przed chwilą wyciśniętego soku z pomarańczy. Pojechaliśmy drogą na północ przez wąwóz Todra. Musiałem się dłuższą chwilę przyzwyczajać do Hanki, która nieobjuczona dwoma kuframi, topcasem i namiotem wydawała się lekka jak chiński skuter. Wąwóz robił wrażenie, ale lokalni sprzedawcy wszystkiego nie dali nam szansy na zatrzymanie się w nim dłużej. Dalej droga wiła się między wzgórzami, coraz wyżej i wyżej. Krajobrazy coraz bardziej zapierały dech w piersiach. Zacząłem rozumieć, dlaczego Martin Scorseze, wybrał właśnie tą okolicę na nakręcenie filmy "Kundun - życie Dalajlamy". Krajobrazy jak na filmach z Himalajów. Właśnie gdy o tym pomyślałem wyjechaliśmy zza zakrętu za którym stała chatka, swoim wyglądem przypominająca małą buddyjską świątynię.


Po mniej więcej 50 kilometrach, w wiosce Agoudal skręciliśmy między zabudowania na górską bitą drogę. I wtedy się zaczęło. Droga wiła się serpentynami w górę, czasem po zboczach gór, czasem po kamienistych korytach rzek. Kolory zmieniały się jak w kalejdoskopie. Spływające z gór strumienie, teraz wyschnięte malowały czerwoną lub fioletową ziemię w szerokie zielone pasy - taki kolor miały surowe skały w wyższych partiach gór. W niewielkich dolinkach, gdzie zbierało się więcej wody, rozpościerały się dywany soczystozielonych mchów. Gdzieniegdzie pasły się owce, lub biegały konie.



Droga po której wolno się przemieszczaliśmy poprzecinana była głębokimi na kilkanaście centymetrów rozpadlinkami, wyżłobionymi przez górskie strumienie. Pokonywaliśmy je różnymi technikami. Agata na GSie metodą eksploracyjną, wjeżdżała powoli w każdą macając kołami ściany, a czasem dno małego jaru. Ja raczej na błękitną strzałę. Tuż przed rozpadliną dodawałem sporo gazu, przenosząc swój ciężar na tył motocykla, dzięki czemu Hanka przelatywała nad porzeszkodą przednim kołem i tylko lekko zawadzała tylnim. Przednia zabawa!

Kiedy wspięliśmy się na najwyższą przełęcz, przez którą droga wiła się górską granią na wysokości 3000 m, pojawiły się takie widoki gór, że nie byliśmy w stanie dalej jechać, bo nie mogąc oderwać od nich wzroku, nie mogliśmy się skupić na najbliższych metrach drogi przed motocyklami.
Po północnej stronie gór, zbierały się wielkie ciężkie burzowe chmury, i trochę martwiliśmy się, czy nie lunie gęstym deszczem. Gdyby tak się stało, to prawdopodobnie utknęlibyśmy tam na długie godziny, bo zjeżdżanie po stromych błotnistych serpentynach, byłoby prawdopodobnie niemożliwe i mocno nierozsądne. Popadało wprawdzie trochę, ale warstwa błota która się utworzyła nadal dawała dość przyczepności, aby bezpiecznie jechać.

Nie obyło się bez gleb i to kilku, ale ponieważ były one przy małej prędkości dodały tylko smaku do całej przygody. Do hotelu wróciliśmy dawno po zmroku. Mimo, że zupełnie wyczerpani, byliśmy zgodni, że właśnie kończy się dzień po który tu przyjechaliśmy.


[Agata] W zasadzie dzisiejszego dnia nie da się opisać... to trzeba po prostu zobaczyć...






























9 komentarzy:

  1. zdjęcia zapierają dech w piersiach wiec nawet nie chce sobie wyobrażać jak to musi wyglądać na żywo!!! Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, myslalem ze pustynia bedzie duzo mniej zielona, a tam wogole widze jakies trawki a to znaczy ze nie jest tak sucho. W koncu trafiliscie tez na deszcz. Agata na trzecim zdjeiciu liczac od dolu wyglada jak kosmonauta na Marsie ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow jakie foty. A jak to musi w realu wygladac! Krajobraz ksiezycowy i nieziemsko piekny. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale Wam fajnie! Zazdroszczę i życzę dalszej udanej wyprawy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite. Piękne zdjęcia i niesamowita przygoda. Eh też mi się marzy rzucić wszystko i wyruszyć w taką podróż, ale chyba jeszcze nie dorosłam do tej decyzji ;) Moje podróże ograniczają się do Europy i okolic i są to zazwyczaj 2 tygodniowe wypady, jak to w przypadku osób ze stałą pracą bywa ;) ale i tak uwielbiam to. Zapraszam do odwiedzenia mojego bloga

    http://idealnewakacje.blogspot.com/

    W podróżach lubię poznawanie ludzi, kultury ale przede wszystkim zwiedzanie zabytków, trochę to wynika z mojej pracy.

    Zapraszam i pozdrawiam

    Beata

    OdpowiedzUsuń
  6. piękne zdjęcia,pasja niesamowita:) pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna przygoda i piękne krajobrazy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Super, ale chyba sobie przedłużyliście miesiąc miodowy, czy co to tam macie ;)

    OdpowiedzUsuń